Dziś naszła mnie ochota opisania moich fantastycznych studiów podyplomowych. Zawsze chciałam rysować, podpatrywałam siostrę jak rysuje. Nigdy jednak nie wyćwiczyłam ręki na tyle, żeby robić to tak jak ona. I teraz, pojawia mi się szansa pracy w szkole - uczyć plastyki. Fajnie! Generalnie jestem zapalona na decoupage, na robienie przestrzennych rzeczy. Rok na świetlicy odkrył moją dawno zapomnianą duszę artysty :) no... może za dużo powiedziane :) Podaje skrót tego co udało mi się osiągnąć przez pół roku na tych właśnie studiach.


Pierwsze zajęcia z rzeźby! Najcudowniejszy czas zajęć praktycznych, Chociaż nie były to miłe doświadczenia dla moich rąk. Najciekawsza praca w glinie . Wyżej przedstawione bryły z gliny. Pod spodem maska z gliny, na którą następnie został wylany gips. Z odlewu gipsowego utworzona maska. Napiszę o tym następnym razem :)
Kolejny odlew gipsowy. Pokazane w zasadzie krok po kroku. W glinie odcisnęłam jakieś przedmioty np. szyszkę, muszelki, gałązkę. Następnie wylałam gips i oto powstało te dzieło, które dumnie wisi u mnie w pokoju :)

Najbardziej jednak dumna jestem z tego! Zajęcia z rzeźby w pracowni ceramicznej. Ekstra! Na zdjęciu widoczne przed wypaleniem. Jednakże nie otrzymałam mojej miski :<
Zajęcia z rysunku a także z projektowania graficznego. Tu trochę gorzej...
Zajęcia z grafiki... coś o czym chyba będę śniła i miała koszmary... Zupełtnie to nie dla mnie... na zdjęciu poniżej metoda graficzna zwana suchą igłą... umyty rentgen (mycie doprowadzało mnie do szewskiej pasji), szydło szewskie i wyryte na nim zdjęcie mojego pradziadka, który wykuwa kosę(?)

Taaaak.. linoryt... ciężki temat jak widać.